wtorek, 8 grudnia 2015

Introduce 1.1

           Wszyscy siedzimy w Stokrotce, coś nowego, przyszedł nawet Rash. Znad książki zerknęłam w jego stronę. Amanda i Larry jak zwykle są ciałem, nie duszą. Nikt nawet nie zauważa, że się wyłączyłam. Gołąbeczki sobie pomiaukują, a Rash namiętnie wypisuje smsy, pewnie do swojej kolejnej ofiary, a jednocześnie rozgląda się uśmiechnięty w stronę innych zachęt. Przewróciłam oczami i wróciłam do czytania.
            - Co jest z wami, do cholery? - Rash rzucił telefonem na stół, rozlewając Latte Amandy. - Nie patrz tak na mnie - rzucił w stronę wrogiego spojrzenia przyjaciółki. - Wszystko rozumiem, zaniedbałem was ze względu na Alice, ale.. - zmieszany odwrócił wzrok w drugą stronę - wy tak zawsze? - Uniósł brwi.
Larry wzruszył rozanielony ramionami, Amanda nadal była zła za swoją kawę i siedziała w tej chwili z założonymi rękoma, a ja nie odwróciłam wzroku od książki.
            - Mówię do was, zdajecie sobie z tego sprawę, prawda? - Podniósł rozeźlony głos.
            - Trzy miesiące nieobecności to trochę długo, przyjacielu - westchnęłam, zaznaczając ostatnie słowo. - Wszyscy rozumieją twój pierwszy, poważny związek i nikt nie ma ci za złe, po prostu robimy to co lubimy - uśmiechnęłam się do Amandy, która automatycznie poczerwieniała. - Ja czytam, a oni.. - uśmiechnęłam się do Rasha. - robią to samo przez trzy miesiące, co przez ostatnie pięć minut, możesz do nas dołączyć w robieniu rzeczy, które lubisz, dużo studentek tu się ostatnio kręci - mruknęłam.
            - A co to niby ma znaczyć? - Zdenerwował się.
            - Nic oczywiście, ale spójrzmy prawdzie w oczy, znamy cię lepiej niż Alice, i nie wie o twoich zainteresowaniach poligamią - uśmiechnęłam się. - no chyba, że to już ten moment waszego związku, że o tym wie.
            - Zmieniłem się - warknął.
            - Czyżby? - Roześmiałam się. - Twój wzrok błądzący od telefonu do tych wszystkich dziewczyn znaczy o twojej wierności?
            - Amelia, starczy już - Amanda dotknęła mojej dłoni.
            - Zrozumiałem, było wam dobrze beze mnie przez ten czas - odparł Rash i wyszedł z baru.
            - Stary poczekaj! - Larry spojrzał na mnie oskarżycielsko i pobiegł za przyjacielem.
            Nie zrobiłam nic złego, źle postąpił zostawiając nas. Bez niego to nie było to samo, ja nie byłam taka sama. Od pięciu lat to był niezmienny team Amelia i Rash, zawsze się bawił dziewczynami, a mi ani Amandzie i Larremu to nie przeszkadzało, ale nigdy nas nie odpychał do momentu poznania tej małej.... Alice. Nie wiem, czy zabroniła mu z nami przebywać czy co, ale naprawdę sytuacja nie była ciekawa przez ostatnie trzy miesiące, do dzisiejszego dnia, gdy podszedł do nas w stołówce i jakby nigdy nic dosiadł się nie patrząc na Alice, sęk w tym, że ja to zrobiłam i zobaczyłam wymalowaną wściekłość na jej przepięknej twarzyczce. A więc po prostu się dosiadł, objął Larrego i zaproponował wypad na miasto jak za dawnych czasów.
            - Wiesz, dobrze, że także chcieliśmy zareagować - wybuchłam śmiechem na słowa Amandy. - Mel, wiesz, że tak było, ale chcieliśmy dać mu szansę. Byłaś ostra, za ostra - skarciła mnie. - Ale poszło mu w pięty - roześmiała się przybijając mi piątkę.
            - Najwyższa pora - krzywo się uśmiechnęłam.
            - Shooty? - Uniosła przebiegle brew.
            - Shooty - westchnęłam zrezygnowana.
Po czterech kolejkach uznałam, że już starczy i pozostawiłam Amandę samą przy barze i tylko obserwowałam jak jakiś obcokrajowiec zagaduje do niej, a Amanda jak to Amanda nie pozostaje dłużna i kokietuje mężczyznę, kręcę zażenowana głową i wracam do czytania.
            - Gdzie on jest? - Usłyszałam znajomy przesłodzony głos i zaczęłam się cicho śmiać. Nie moja wina, że piskliwy, słodziutki głosik wypada komicznie w furii. - Z czego się śmiejesz idiotko?! - Na te słowa mina mi zrzedła i tylko się rozejrzałam dookoła czy nie mam publiczności i wstałam równając się wzrostem z Alice.
             - Ściągnij szpileczki to pogadamy, kurduplu - jad aż ze mnie kipiał, nienawidziłam tej dziewczyny. - Czym sobie zasłużyłyśmy z Amandą na twoją obecność tutaj? - Roześmiałam się lustrując ją od stóp do głów, podziwiając jej kolekcje różowego materiału, skóry i różnej maści łańcuszków.
              - Gdzie u diabła jest Rash - wycedziła przez zęby tyranka.
              - Może właśnie u jego mości - roześmiałam się i wyminęłam Barbie, uderzając ją ramieniem w ramię, jej równowaga się zaburzyła, co znowu doprowadziło do wybuchu śmiechu.
Nagle poczułam przeszywający ból z tyłu głowy. O niee, pomyślałam. Zamachnęłam się ręką i ból ustał, popchnęłam Alice na ziemię i osiadłam na niej okrakiem.
              - Co jest? - Amanda zbulwersowana podbiegła do nas wraz z właścicielem baru.
Nachyliłam się do przerażonej twarzy dziewczyny z satysfakcjonującym uśmiechem.
              - Jeszcze raz tego spróbujesz - szepnęłam jej na ucho. - Jeszcze raz..